4 miesiące w szpitalnej chłodni!
Aleksandr Vardanyan, pięćdziesięciosześciolatek, obywatel Ukrainy, zasłabł na stacji benzynowej. Był 14 lipca 2014 r. Przewieziony przez karetkę pogotowia do popławskiego szpitala, zmarł dwadzieścia minut później
W szpitalnej chłodni, która nie jest przystosowana do długotrwałego przechowywania ciał przebywał aż do minionej soboty. – Pan Vardanyan już daje o sobie znać – mówi – posługując się czarnym humorem - Piotr Nojszewski, dyrektor administracyjny szpitala.
5 listopada P. Nojszewski, wyprowadzony z równowago psychicznej, skierował do pułtuskiego MOPS pismo, w którym wzywa Ośrodek do "natychmiastowego pochowania zwłok". Względy? Humanitarne, ale chyba jeszcze ważniejsze, epidemiologiczne. Jednocześnie podaje, że "Wydział Konsularny Ambasady Ukrainy przesłał do Państwa poświadczoną za zgodność z oryginałem kopię paszportu zmarłego i wyjaśnienie Państwowej Migracyjnej Służby Ukrainy, a co za tym idzie znikły, naszym zdaniem, wszelkie formalne przeszkody w dokonaniu pochówku". Tego samego dnia MOPS kieruje pismo do szpitala, informuje, "że w dalszym ciągu nie może podjąć działań zmierzających do pochówku zmarłego".
Zaczyna być kabaretowo, ale powód opóźnienia pogrzebu jest poważny. "Trwa procedura uzyskania danych na temat stanowiska rodziny co do ewentualnego pochówku". Zapewnia, że do niego dojdzie "po uzyskaniu aprobaty z Wydziału Konsularnego Ambasady Ukrainy w RP". Dyrektor Nojszewski w rozmowie telefonicznej z "Tygodnikiem" nie kryje irytacji. Mówi, że już w sierpniu wystosował informację do policji i ambasady ukraińskiej, która potwierdziła, że zmarły to obywatel Ukrainy i że z jego rodziną nie ma kontaktu. Odpowiednie dokumenty przesłał również do MOPS.
– W tym momencie możliwości szpitala się kończą, MOPS jest odpowiedzialny za pochówek. To jakaś czarna komedia i klęska biurokracji, która nie może dać sobie rady z tą sprawą– podsumowuje, dodając, że sytuacja jest napięta. Kończy: - Przestaliśmy żartować. Pytanie: Czy w chłodni będzie konieczny generalny remont?
Daleki od żartów jest także MOPS. Teresa Woźniak w zastępstwie przebywającej na długotrwałym zwolnieniu lekarskim dyr. Agaty Kołakowskiej: - Szpital przesłał do nas informację 29 sierpnia, wcześniej podejmując kroki w sprawie zmarłego. Ustalał jego tożsamość i poszukiwał rodziny. Wysłał pismo do Ambasady Ukrainy i do Komendy Powiatowej Policji, ale nie udało się skompletować całości dokumentacji, w związku z czym zwrócił się do nas. Procedury są, jakie są... MOPS – jak wcześniej szpital - wystąpił z pismem do Wydziału Konsularnego Ambasady Ukrainy o ustalenie tożsamości Vardanyana i zlokalizowanie rodziny. – Cały czas byliśmy w kontakcie telefonicznym, uspakajano nas, mówiono, że sprawa nie jest prosta, że muszą wysłać dokumenty na Ukrainę i do Państwowej Służby Imigracyjnej , że to wszystko potrwa. Jednocześnie zapewniali, że są świadomi powagi sytuacji. Byłoby zgoła inaczej, gdyby pan Aleksandr miał status uchodźcy – wówczas ciało dowiezione byłoby do granicy, gdzie odebrałaby je rodzina, a koszty pokryłby Wydział Imigracyjny.
Wreszcie "sukces". 5 listopada do Ośrodka wpłynęły – jak na ironię – "wyrazy szacunku dla MOPS w Pułtusku" oraz stosowne dokumenty, sęk w tym, że... w języku ukraińskim. 7 listopada przesłano je do Warszawy. – Firma sprawdzona, szybko dokona tłumaczenia, czekamy – mówi T. Woźniak. - Z pisma wynika, że(odnaleziona) żona zmarłego wyraża zgodę na pochowanie męża na terenie Polski. Tu uwaga – żona Vardanyana była zdziwiona telefonem z Ośrodka w sprawie męża, z którym stosunki rodzinne były mocno rozluźnione. Zastanawiała się, czy nie przyjechać do Pułtuska w celu identyfikacji ciała. – Dlatego procedura trwała tak długo – słyszę. – Pochować ciała nie mogliśmy, bo co byłoby, gdyby rodzina zażądała ekshumacji? Być może w środę lub czwartek nastąpi pogrzeb pana Aleksandra. Pieniądze na pochówek są "zabezpieczone". Za trumną obiecał iść starosta Edward Marek Wroniewski. A Aleksandr Vardanyan wreszcie zazna świętego spokoju, chociaż na obcej ziemi. I po długotrwałych perypetiach.
******
Obywatel Ukrainy, Aleksandr Vardanyan - lat 56, po 125 dniach od śmierci wreszcie spoczął w pułtuskiej ziemi, na pierwszym cmentarzu
15 listopada do grobu odprowadził go ksiądz katolicki, przedstawicielka naszej redakcji i starosta Edward Marek Wroniewski, który pożegnał Zmarłego pięknymi słowami:
- Nie znamy Twojej historii, nie znamy Twojego losu, który spowodował, że Twoje życie zakończyło się na naszej ziemi. Jestem tu dzisiaj po to, żeby oddać szacunek CZŁOWIEKOWI, żeby mentalnie, symbolicznie przekazać kondolencje Twojej rodzinie. Niech ziemia pułtuska godnie przyjmie Twoje ciało. Cześć Twojej pamięci!
Godnego pochówku dokonał właściciel zakładu pogrzebowego, pan Marek Wenda.
Grób A. Vardanyana zdobi wiązanka kwiatów i płonący znicz.
Grażyna M. Dzierżanowska